Cisza na blogu = jest progres!
Ho! Ho! Znowu taaaka długa przerwa! Jak to szło... to, jak wygląda nasz salon jest odzwierciedleniem procesu jaki właśnie przechodzimy. Koniec pewnych prac, początek następnych. Wszystkie narzędzia składowane na podłodze w salonie, ścinki płyt oparte o ścianę, co by zrobić miejsce elektrykom. No właśnie. Elektrykom! Drugi etap prac nad elektryką zakończony. Położenie instalacji, wymiana skrzynki z bezpiecznikami. Na naszym poddaszu mamy prąd! Mamy lampy! Gniazdka i pstryczki!
A teraz wisienka na torcie, mamy wentylację. Zastanawialiśmy się nad różnymi rozwiązaniami: wentylator osiowy wyciągający z kilku kanałów, wentylator klasyczny zamontowany jedynie w łazience, wentylator nawiewno-wywiewny. Jedno było pewne. Na naszym poddaszu wentylacja musi być mechaniczna, grawitacyjna nie wchodzi w grę. Stanęło więc na wentylatorze klasycznym, łazienkowym, który oczywiście będzie "wyciągał" również z sypialni i klatki schodowej. Udało nam się kupić wentylator z higrostatem. Zależało nam na tym. Higrostat to czujnik wilgoci. Dzięki niemu, wentylator sam zwiększa swoją pracę, gdy wilgotność wzrasta, np. po prysznicu, podczas suszenia prania, w deszczową pogodę lub gdy na poddaszu jest po prostu impreza i dużo wydychanej pary wodnej.
Lampa oczywiście jeszcze nie do końca zamontowana, ale światło jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz